STRESSED, DEPRESSED, BUT WELL DRESSED

11:52


Dawno mnie tutaj nie było. Ostatnio ciężko mi zachować systematyczność i dyscyplinę w czymkolwiek czego się dotknę. Postanowiłam więc działać w myśl zasady "im więcej obowiązków, tym więcej motywacji", dlatego wróciłam. Pewnie część z was zauważyła, że wygląd bloga zmienił się już jakiś czas temu. Do napisania tego posta zbierałam się od jakiegoś czasu.
Kilka poprzednich miesięcy było dla mnie ciężkim okresem, szczególnie ze względu na sporo ważnych decyzji, które musiałam podjąć. Niektórych żałuję, innych nie, na konsekwencje kilku będę czekać pewnie latami. Ale to nasze wybory świadczą o tym kim jesteśmy, kim chcemy być i kim będziemy. Moje bardzo mnie zmieniły. 
Moją zmianę zaczęłam zauważać już po maturze. Niepewność, strach, zdezorientowanie... Spowodowane nie tylko wyborem kierunku studiów i przemyśleniami na temat swojej przyszłości. Moje irracjonalne zachowania przyprawiały mnie o ból głowy. I choć potrafiłam dostrzec, że chyba troszkę się pogubiłam, byłam skupiona na manifestacji swojego niezależnego "ja", które jak się później okazało, wcale nie było takim "mną". Nie potrafiłam cieszyć się z tego co miałam. Usiłowałam znaleźć coś co wypełniłoby moją wewnętrzną pustkę. Oczywiście, były momenty, w których czułam się naprawdę szczęśliwa, a parę tych radosnych wspomnień zostanie ze mną na zawsze. Ale to mi nie wystarczało. Sporo namieszałam, przez co straciłam kilka bardzo ważnych dla mnie w tej chwili osób. Pomyślałam "Pff, co mi po nich. Dziwacy. Przecież poradzę sobie sama.". Nie zauważyłam tylko, że podczas pokazywania tego "ja", tak naprawdę zgubiłam gdzieś prawdziwą mnie. Tak bardzo uwydatniłam swoje najgorsze cechy, że chyba sama uwierzyłam w osobę, którą wykreowałam. 
Mijały dni, tygodnie, miesiące, a ja nadal nie byłam szczęśliwa. Choć starałam się trzymać wszystko w ryzach, znajdować czas na obowiązki, pracę, a przede wszystkim imprezy w czasie wolnym, czułam, że jestem w rozsypce. Przestałam próbować. Po prostu nic nie sprawiało mi radości. Uczucie straty wzbierało na wartości. Nie umiałam odnaleźć sensu życia. Nie potrafiłam cieszyć się już niczym. Byłam okropnym człowiekiem. Mój smutek wyładowywałam na ludziach, którzy mnie otaczali. Z dnia na dzień był silniejszy, aż w końcu nie pozwalał mi wyjść spod kołdry, z ciepłego łóżka, które stało się jedynym sensownym miejscem, w którym mogłam "być". Sama i tylko dla siebie. Bez telefonów do rodziny, czy przyjaciół. Kiedy już przychodziła taka konieczność odbierałam, rozmawiałam, śmiałam się, a potem wciskałam czerwoną słuchawkę i wracałam do łóżka. Nawet pozmywanie naczyń stawało się czymś ponad moje możliwości. 
Wtedy poczułam potrzebę wyjścia. Ten jeden wieczór i jedno spotkanie dały mi nadzieję na szczęście. Zauważyłam, że to, co wywoływało uśmiech na twarzy, miałam cały czas przed sobą, a straciłam na własne życzenie. Pomyślałam "Nie jesteś sobą. Odzyskaj to, co odrzuciłaś.". 
Niestety, każda decyzja niesie ze sobą jakieś nieodwracalne konsekwencje. Niektórych nie możemy zmienić tak po prostu, a relacji nie da się naprawić z dnia na dzień. Minął kolejny miesiąc. Bywały lepsze i gorsze dni. Znów przestałam walczyć. Pogodziłam się z porażką i starałam się po prostu jakoś funkcjonować wśród ludzi. Nie mogłam.
Byłam już u granic swoich wytrzymałości. Tak, wychodziłam, śmiałam się, studiowałam, imprezowałam. Bo tak trzeba. 
Aż znów - kolejny wieczór, kolejne spotkanie, kolejny promyczek nadziei. Trochę szczęścia i zapał by walczyć. Potrzebowałam tylko jednej osoby, by odzyskać szczery uśmiech.
Teraz jestem tutaj. Czuję się dobrze. Chociaż wiem, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, cieszę się tym co mam i staram się za wszelką cenę nie wypuścić z rąk tego, co mnie uszczęśliwia. Spotykam się z przyjaciółmi, rozmawiam i odwiedzam rodzinę, wspieramy się wzajemnie, co jeszcze bardziej mnie motywuje, odbudowuję kontakty. Przestałam słuchać ludzi, którzy mnie demotywowali i smucili. Wzięłam sprawy w swoje ręce. Zaczęłam żyć. 
Żyjemy w stresie i niesamowicie szybkim tempie. Wiele osób po cichu boryka się z podobnymi problemami. Czasami kończy się to tragedią. Nie bądźmy obojętni. Ciężko poruszać ten temat publicznie, ale to właśnie dlatego ludzie izolują się, a depresja ich niszczy. Powoli, ale bardzo skutecznie. Doskonale przedstawiła to Katarzyna Napiórkowska w swoim filmiku, którym popchnęła mnie do napisania tego posta. Zachęcam do obejrzenia.



You Might Also Like

5 komentarze

  1. Bardzo dojrzale i ciekawie piszesz moja młodsza sąsiadko :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. SANDRA WOW !!!!!! Przepiękny post !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szacunek za wolę walki i przetrwanie najgorszego ;)Nie ma co zaniedbywać rodziny, bo tylko najbliżsi znają receptę na wsparcie i wyjście z problemu. To oczywiste że imprez i maska przed resztą znieczula chwilowo. Walić depresje elegancko po ryju i się nie bać prosić o wsparcie najbliższych sercu. Życzę powodzenia i jeszcze większej woli walki!

    Znajomy z widzenia Ł. ;)

    OdpowiedzUsuń